Autor Wiadomość
easyrider
PostWysłany: Nie 11:35, 18 Kwi 2010    Temat postu:

Jeśli to historyczne wypowiedzi to nie powinno się pomijać takich fragmentów lub je w jakiś sposób odznaczyć.
Gość 2
PostWysłany: Pią 11:58, 16 Lis 2007    Temat postu:

/porawiono w poście powyżej przetłumaczone nazwy ówczesnych lokali./
Pieniądze i bank
- A co się działo z pieniążkami ze sklepów, firm itd? Może trochę inaczej ale podobnie jak dzisiaj. Dla operacji finansowych stały do dyspozycji miejsca wpłaty w kasie Banku Raiffeisen jak w innych miejscowościach okolic Jeleniej Góry, znajdujacego się prawdopodobnie w którymś ze sklepów, bądź kantorze a może jeszcze inaczej. Podobnie rzecz się miała z kasami Volksbanku i Kreissparkasse, któryś z kupców zajmował się tym na bieżąco
Jeńcy
1 VI 1942 roku do wapienników przybyła pierwsza grupa jeńców Armii Czerwonej. Jeńcy zostali tu zatrudnieni jako skalnicy, wiertacze i wywozili wapno z pieców. Pracowali tu też jeńcy francuscy.
Przybywają wyzwalający - Rosjanie
Gdy 8/9 maja 1945 roku Rosjanie - wojska 57 Korpusu Pancernego Armii Czerwonej wkroczyły do Wojcieszowa, ówczesna wieś była częściowo wyludniona, ale sporo było tu Polaków przywiezionych tu na roboty, miedzy innymi z Powstania Warszawskiego. Byli też Francuzi, Anglicy i Rosjanie zatrudnieni w kamieniełomach. Radzieckich żołnierzy przyjął Niemiec polskiego pochodzenia Franz Leszczyński, który wcześniej zarządził wywieszanie białych flag i składanie broni. Tenże przyjął Rosjan w języku polskim i złożył akt kapitulacji.
W tym akcie było wszystko - wieloletnia bezwzględna dyscyplina i posłuszeństwo, a także zapowiedz nowej bezwarunkowej lojalności, którą się zawsze okazuje silniejszemu. Żołnierze z wielka powaga go przyjeli, zabrali broń i pojechali dalej w kierunku Świerzawy. Dopiero po kilku godzinach nadjechała duża kolumna Rosjan, która zakwaterowała sie w Wojcieszowie i stała do 1946r. Przebywajacy w Wojcieszowie na przymusowych robotach poczęli opuszczać miejscowość i udawali się w kierunku upragnionych rodzinnych domów. Wojcieszów prawie opustoszał. Niebawem zaczęli coraz liczniej przybywać repatrianci ze Wschodu.
Przygotowania do wyjazdu
../Wspomnienia ówczesnego mieszkanca/
..."Od 20 maja 1946 r. pojawiły się w mieście rude plakaty polskiego starostwa w Jeleniej Górze, donoszące o tym, że w porozumieniu z brytyjskimi władzami alianckimi, ludność niemiecką Dolnego Śląska „repatriuje” się do brytyjskiej strefy okupacyjnej transportami kolejowymi przez Węgliniec. Tylko nieznaczny procent miejscowej ludności, którzy byli niezbędni lub mogli się przydać Polakom tymczasowo, uniknął skutków tego brutalnego zarządzenia. Tak wiec nasze obecne miejsce zawdzięczamy naszym przyjaciołom z NATO, mianowicie Anglikom, którzy ponoszą współwinę za naszą nędzę wypędzonych ze wschodu. Nakaz wyprowadzenia się starostwa jeleniogórskiego trafił na gotowych na swoją klęskę. Utrapienia i prześladowania uczyniły Ślązaków już tak apatycznymi i pokornymi, że niektórzy, którym dobroduszni Polacy zaproponowali w końcu umieszczenie ich nazwisk na liście do wydalenia, kapitulowali bez walki i szybko podpisywali wszystko co tylko sobie władze życzyły. Zostawiali swoje domy, dwory, pilność w pracy i dziedzictwo ojców. To był koniec tego uporczywego wytrwania, w ślepym zaufaniu, że nadejdzie pomoc z rozbitych Niemiec, że głosy naszych opuszczonych braci na wschodzie nie będziemy chcieli i mogli już słyszeć"...

Całość wspomnień
Gość 2
PostWysłany: Pią 8:57, 26 Paź 2007    Temat postu:

Życie codzienne
Należy przypuszczać że jak w każdym małym miasteczku w okolicach Jeleniej Góry byli rzemieślnicy dający podstawowe usługi swoim mieszkańcom: garncarz, zdun, zegarmistrz, dzwonnik itd. również właściciele sklepów spozywczych , sklepów z warzywami , owocami i owocami południowymi a także produktami rolnymi oraz koniecznie kuźnia. Kowale mieli sporo roboty, naprawiając wozy, narzędzia rolnicze jak również podkuwali wiele koni z miasta i okolic. Wszędzie musiano pracować więcej niż 40 godzin tygodniowo. Piekarnia z wyrobami również ciastkarskimi, dojeżdżał równiez wóz z którego sprzedawano mąkę, pieczywo i ciasta. Była oczywiscie rzeźnia i sklep miesny, handel bydłem, można też było nabyć wełnę, tekstylia i artykuły galanteryjne. By wzmocnić handel dojeżdżano do pobliskich wsi i sprzedawano powyższe artykuły które były częstokroć zamawiane. Były i artykuły z gliny i szkła a także sprowadzano morskie ryby. Także blacharstwo, instalatorstwo. Apteka to trochę inna metoda dostarczania leków niż to robi się dzisiaj. Po prostu były punkty nazwijmy apteczne gdzie zbierano recepty a zbieracz recept np. motorowerem kilkakrotnie w ciągu dnia dostarczał lekarstwa. Pierwszorzędnej jakości był wytwarzany w aptekach „ Karkonoski Sok Malinowy ”. Poza tym w aptekach sprzedawano też artykuły drogeryjne i chemikalia do fotografii. Do zakresu działalności aptek należało wywoływanie klisz i filmów i wykonywanie odbitek oraz powiększeń.
Ciężarowe wozy konne kryte dostarczały wyśmienity napój do odbiorców Wody zdrojowej i lemoniady także „Tafget” – napój stołowy robiony z zielonej herbaty i np. ulubione piwo ,,Kupferberger Gold" .Dostarczano też zaprzęgiem napoje do gospodarstw i lokali wycieczkowych znajdujących się w okolicy.
Prowadzono destylarnię. Produkowano tam wódki, likiery w bogatym wyborze, przeróżne wina owocowe i sok malinowy. Z okolicznych lasów pochodziły, zbierane przez kobiety i dzieci dla dodatkowego zarobku, jagody. Były one potem dostarczane samochodem osobowym klienteli i do różnych filii . Samochód ten stał również do dyspozycji jako taksówka. Praktykowało się, że w jednym ze sklepów istniał kącik probierczy było to miejsce chętnie odwiedzane przez mężczyzn, gdzie można było, szczególnie zimową porą, rozgrzać się żytniówką z sokiem malinowym.
Właściciel firmy budowlanej miał zazwyczaj pewną liczbę murarzy i pomocników murarskich. Część była zatrudniona u niego na stałe, jako że realizował on zamówienia bliższe i dalszej okolicy, łącznie z Jelenią Górą. Ciężarówki, samochody dostawcze i osobowe zapewniały bezproblemowo zaopatrzenie miejsc budowy. Ciesielka, malarstwo, szklarstwo i stolarstwo. Tych ostatnich było więcej ,mistrzowie stolarscy kształcili praktykantów. Był i kołodziej, a także zawodowy ministrant w kościele katolickim. Było także ogrodnictwo ,był też mistrz ślusarski i elektryczny a w warsztacie zatrudniał czeladników i terminatorów .Sprzedawano rowery ,wyrabiano siodła i trudniono się tapicerstwem. Byli tez fachowcy od firanek, chętnie widzianym przez gospodynie. Częstokroć były łaźnie publicznei, w których brano kąpiele, korzystano z usług fryzjerskich, obcinano paznokcie i sprzedawano środki lecznicze. Wszedzie dawniej wolno było trzymać tylko krowy i owce. Osły i świnie należały wyłącznie do dworu pańskiego.
Każdej soboty odbywały się targi płótna lnianego i przędzy. Jeszcze w odleglejszej przeszłości były również tam jarmarki i targ bydła. Producenci płótna lnianego dostarczali swoje wyroby do Kowar i do Jeleniej Góry w celu bielenia i wykończenia tego płótna przed wystawieniem na sprzedaż.
W wydanych w 1761 r. prawach panującego w punkcie „Wesele” jest określone, że: „Nie wolno się żenić (wychodzić za mąż) żadnej osobie, która nie umie tkać lnu i wełny.” Kiedy otwarto przędzalnie w Marciszowie tym samym przyniosło to koniec rękodzielnictwa, umilkły po tym kołowrotki i krosna. Nastała wielka bieda na przędzalników i tkaczy, bo kto był wtedy bezrobotnym, w rzeczywistości był bez chleba. Przysłowie mówiło prawdę:
“Wer sich will mit Spinnen nähren, der muß wie ein Vogel zehren."
[„Kto chce z przędzenia się wyżywić, ten musi jeść jak ptak.“]
Mieszkańcy ówczesnego Wojcieszowa, podobnie jak mieszkańcy innych miejscowości, łączyli się w różne związki np.wikliniarzy, tkaczy, myśliwych, gimnastyczne, śpiewacze i organizacje kobiece, które pielęgnowały obyczaje, towarzyskość ,tradycje strojów ludowych itp /Patrz zdjęcia - w Galerii na stronie miasta/
Kilka dalszych chłopskich gospodarstw było tak dużych, że ich właściciele mogli sami żyć ze swoich gospodarstw. Oczywiście rolnictwem zajmowało się znacznie więcej mieszkańców, najczęściej jednak było to tylko dodatkowe źródło dochodów. Ziemi nadającej się do uprawy nie było za wiele. Klimat był zbyt ostry. Także musieli nasi chłopcy ciężko pracować. Ulubiona wtedy hodowla kóz i nierogacizny zmuszała do korzystania ze skarp, rowów i muld. Pilność i pot były na porządku dziennym. Kto nie był samodzielnym lub mającym zatrudnienie w miejscowych zakładach, pracował na zewnątrz ale to rzadkość. W wapiennikach ciagle była praca.
To koniec streszczeń - wspomnień sprzed wojny.

Na stronie internetowej miasta w Galerii na fotce szkicu są zamieszczone godła ,znaki na wpół rzemieślnicze zlikwidowanych nieistniejacych lokali tzn gospody, zajazdu, pijalni ,kawiarenki i cukierni, wyszynków ,browaru na Dolnym /rozlewni czy firmowego sklepu(?)/ i sal z napojami w siedzibach np. wikliniarzy, myśliwych, przędzalników czy tkaczy o szumnych nazwach w luźnym niedoskonałym tłumaczeniu; Pod Trzema Gołębiami, Pod Złotym Dzbankiem, Pod Czarnym Orłem, Pod Jelenierm, Pod Zielonym Drzewem, Pod Złotym Pokojem, Pod Złamanym Szelągiem. Przed wojna było, jak się w tej notatce pisze dwanaście lokali typu gospody, kawiarnie, zajazdy ale też speluny i "mordownie" oraz pijalnie z bliską możliwością zakupu czasem mięsnej zakąski.
Znawcy języka mam nadzieje przetłumaczą i poprawią na właściwe nazwy.

Te metalowe godła, znaki były umieszczane w wejściach w/w lokali ówczesnego Wojcieszowa, podobnie jak czasem gdzienie/gdzie dzisiaj przy wejściach do lokali ,sklepów, siedzib stowarzyszeń itd.
Gość 2
PostWysłany: Pon 6:54, 16 Lip 2007    Temat postu: Wspomnienia sprzed II wojny światowej i inne.....

Streszczono ze wspomnień byłych mieszkanców pomijająć elementy propagandowe i antypolskie.
O przedwojennej szkole
Po I wojnie światowej na terenie miasteczek i większych miejscowości zgrupowanych wokół Jeleniej Góry istniały ludowe szkoły wyznaniowe: ewangelicka i katolicka. (1937/38 zlikwidowano szkoły wyznaniowe). W obu szkołach odbywały się lekcje dla wszystkich roczników tylko w jednej klasie, co nie było lekkim zadaniem dla nauczyciela. Dwa razy w tygodniu odbywały się lekcje gimnastyki dla chłopców z obu szkół, którzy w wypadku pięknej pogody wspólnie i ze śpiewem ciągnęli na plac gimnastyczny . Dziewczęta obu szkół miały w tym czasie zajęcia z prac ręcznych, które prowadziła wyspecjalizowana nauczycielka. Do szkoły katolickiej uczęszczały również dzieci z pobliskich wsi a droga do szkoły w okresie zimowym była długa i uciążliwa. Często nauczyciele byli z nakazu pracy co później po wojnie było często praktykowane w wielu krajach. Często w małych miejscowościach były tzw szkoły dokształcające, którą musieli skończyć wszyscy absolwenci szkoły ludowej. Nauka trwała trzy lata o ile uczeń nie był zobowiazany do uczęszczania do specjalnej szkoły zawodowej. Lekcje dla uczniów odbywały się dwa razy w tygodniu w godzinach popołudniowych w salach szkoły ewangielickiej lub katolickiej i prowadzone były przez nauczycieli miejscowych. Dopiero później, krótko przed wybuchem II wojny światowej obowiązek kształcenia zawodowego praktykantów przejęła gminna szkoła zawodowa w Jeleniej Górze na ul.Dworcowej. Szkoły dalszego kształcenia występowały w mieście powiatowym Jeleniej Górze jako różnego rodzaju instytuty kształcenia tzn. szkoły realne, gimnazja, prywatne szkoły handlowe, wyższy zakład naukowy Buttera i szkoła budowlana w Cieplicach. Do szkół tych mógł, po złożeniu egzaminu wstępnego i opłaceniu czesnego, uczęszczać każdy. Dla wszystkich uczniów dojeżdżających do Jeleniej Góry, często był to bardzo długi dzień. Zanim wprowadzono lepsze połączenia pociągami, od godz. 6:00 do 18:00 byli ciągle w drodze. Mogli oni jednak korzystać z tzw. „ kwakierskiego jedzenia ” w szkole, oraz wykorzystania czasu oczekiwania na pociąg na odrabianie lekcji w pomieszczeniach szkolnych.


Ruch młodzieżowy od 1933
Uczniowie szkół ludowych idąc na gimnastykę śpiewali pieśń "Dalej gimnastycy do walki" zagrzewani byli przez korowód muzyków z tychże szkół ludowych z towarzyszeniem piszczałek i werbli. Młodych muzykantów zazwyczaj szkolili strażacy. W swoim repertuarze obowiązkowo były marsze "Ratownik górski" czy "Trogauer".W tych czasach uczniowie i młodzież różnych dolnosląskich miejscowości była zgrupowana w różnych organizacjach. Byli skauci spod znaku krzyża Św. Jerzego, a także organizacje młodzieżowe i Scharnhorstjugend, Landjugend i oczywiście Hitlerjugend. Wszystkie inne organizacje były od 1933 r. stopniowo rozwiązywane ewentualnie „połykane” przez Hitlerjugend. Członkostwo w Hitlerjugend było coraz bardziej przymusowe. Od 1936 r zaczęła się coraz większa nagonka w postaci obelżywych słów na kościoły i proboszczów w momentach masowych zbiórek czy innych wspólnych wystapień przez Hitlerjugend. Wiele zaangażowania znajdowały i chętnie uczęszczano na wieczory obywatelskie w większych pomieszczeniach, salach, które organizowano na samym początku po przejściu władzy przez Hitlera. Były one organizowane przez miasto i partię NSDAP a były na nich wykłady o młodzieży, z przeźroczami, z filmami z całego świata oraz historii na propagandowy temat.Dla młodzieży ognie świętojańskie to było radosne przeżycie. Były one zapalane w noc świętojańską – przesilenie letnie. Z korowodem muzykantów na czele szły organizacje i widzowie wieczorem w kierunku Marciszowa. Tam koło hałd stały już przygotowane wcześniej stosy drzewa na ogniska. Gdy było wystarczająco ciemno, zapalano je. Również w okolicy zaczynały płonąć ognie. Na górach Różance i Popiel, w Ciechanowicach, na górze Poręba nad Pastewnikiem oraz na górze Pastewnik i w Marciszowie.Śpiewano pieśń „ Płomienie w górę ”, związki śpiewacze intonowały kolejno dalsze pieśni a kiedy ogień już się wystarczająco wypalił, skakano przezeń wzdłuż i wszerz. Tuż przed wojną starano się wystawiac jakby "pretekstowe" pomniki poleglym np z I wojny światowej,poświęcano je i potem i dość często organizowano uroczyste capstrzyki z przemarszmi organizacji militarnych z pochodniami .Różnorodność noszonych wówczas mundurów ( S.A. Stahlhelm, Związek Zbrojny itd. ) zanikła w ostatnich latach i zapanował obligatoryjnie kolor brunatny ( za wyjątkiem Wermachtu i Straży Pożarnej ). W 1939 r. wielu młodych mężczyzn zostało powołanych do Wermachtu i wzięli udział w zajęciu Austrii, i Czech. Wszelkie nadzieje mieszkańców, że marsz do Polski obejdzie się bez wojny, nie spełniły się. Zaczęła się druga wojna światowa. Im dłużej szalała wojna, tym więcej młodych zdolnych do noszenia broni ludzi widziało swoja ojczystą miejscowość tylko z okazji urlopu, milcząc przy tym, bo nie mieli już nadziei, że tu wrócą. Było szczęśliwym przypadkiem, gdy podczas krótkiego urlopu mogli się spotkać bracia czy koledzy szkolni.
Rozrywki
Gospody ,reustauracja to dobra kuchnia, kawa, ciasta domowego wypieku, jak również smakowite piwo serwowane w kuflach z przykrywką, zapewniały zadowolenie licznych gości. Starano rozbudowywać gospody na zewnątrz. Przy okazji instalowano centralne ogrzewanie coraz bardziej praktykowane.
. Niedzielami bawiła się tam młodzież z bliska i daleka przy muzyce z głośnika. Co tydzień miało tam swoje ćwiczenia towarzystwo śpiewacze a rada miejska odbywała tam swoje otwarte posiedzenia i narady. Modny wówczas był napis - łacińska sekwencja, której niemieckie tłumaczenie brzmiało :
“Des Ratsherrn Trunk ist ernste Pflicht.
eine trockene Lampe leuchtet nicht”

czyli "Trunek - Pijaństwo radnych jest ważnym obowiązkiem.
Wyschnięta lampa nie daje światła”

Słowa te słowa te wskazywały na znaczenie winiarni czy gospody w kazdej miejscowości. Zawsze bywało małe pomieszczenie na salę bilardową. Sale biesiadna były wystrojone w różnego rodzaju interesujące pamiątki. Na ścianach wisiały stare sztychy i napisy, była też broń i rekwizyty z I-j wojny światowej jak równiez flagi .Przynajmniej raz w tygodniu wokół okrągłego stołu sali głównej, na rundkę skata, zbierali się notable danej miejscowości czy miasteczka. Panie towarzyszące graczom siadały przy sąsiednich stolikach i w tym czasie omawiały ostatnie ciekawostki, nowości i plotki. Marszczyły nosy, krzywiły się, gdy wśród grających zaczynało być za głośno i rozbrzmiewała pieśń: „ Gdybyś miał jeszcze jedną teściową, to....." Czasem winiarnia czy gospoda dysponowała też łaźnią z wannami, z której ludność mogła korzystać za niewielką opłatą ( 0,60 – 1,00 RM ). Od tyłu winiarni czy gospody bywał pięknie położony ogród dla gości. Można było z niego latem, siedząc odpoczywać pod dającymi cień drzewami i kontemplować małomiasteczkowy ruch na ulicy czy podziwiać widoki. Gospody miały sale, w której prawie każdej niedzieli były urządzane tańce. Ściany sali były pomalowane przez malarza, który w swej wędrówce przez czasy zatrzymywał się na motywach Śnieżki, Liczyrzepy, Lorlei i innych obrazach z pieśni ludowych. Na wieczorach tanecznych, które każdorazowo posiadały swoją nazwę – bal woźniców, bal urzędników domowych, bal majtek itp., przygotowywali miejscowi muzykanci. Na podium dla muzyków stał fortepian, a później przeważnie patefon, Punktem szczytowym dla gastronomii w miejscowosciach okolic Jeleniej Góry były co roczne organizowane imprezy. Kiermasz tańca z jedzeniem dziczyzny i drobiu, później bale sylwestrowe i noworoczne aż do karnawału z balami maskowymi i kostiumowym. Festyn świniobicia połączony z jedzeniem wieprzowiny gotowanej i kiełbas. Od przebicia ( napęcznienia ) beczki z piwem marcowym z rodzinnego browaru rozkręcał się festyn piwa marcowego. Na zakończenie tego gastronomicznego opisu jeszcze jedna uwaga.Nie powinno powstać wrażenie, że jakoby tylko świętowano i urządzano juble. Po dniach ciężkiej pracy i małej dozy przyjemności była potrzeba odprężenia i zabawy na koniec tygodnia, co jest normalną rzeczą. Ludzie mieli mało pieniędzy ale też ich nie potrzebowali jak dzisiaj na samochody i podróże.Do najbliższych lokali nie było daleko i można było lekko dotrzeć tam pieszo. Młodzi i starzy nie dzielili się ze względu na rodzaj lubianej muzyki czy preferowanych tańców. Wszyscy potrafili wtedy bawić się ze sobą wesoło.Także zimą te miejscowosci czy miasteczka przedstawiały malowniczy i przyciągający widok. Po obfitych nocnych opadach śniegu mieszkańcy musieli przedzierać się rano w drodze do pracy przez śnieg po kolana. Konie ciągnące pług śnieżny nie były w stanie szybko oczyścić w wystarczającym stopniu drogi i ulic. Była wtedy możliwość uprawiania jazdy na nartach na wszystkich stokach. a potem w gospodzie czy winiarni piece kaflowe nęciły do odpoczynku..Fragmenty szos, dróg , gdy było dość śniegu, był ulubionym torem saneczkowym, na którym w niedziele harcowali starzy i młodzi, Organizacje sportowe urządzały zawody saneczkowe różnych grup wiekowych. Przy małym ruchu ulicznym jaki wtedy panował, także bobslejowe jazdy nie były niebezpieczne.a bobsleje ważyły ok 100kg .Święta kościelne, jak np. Święto Serca Jezusowego w 3 - cią niedziele po Świętach Wielkanocnych, jarmarki, festyny gimnastyczne i śpiewacze, posiedzenia cechów również ściągały do miasteczek wielu zwiedzających.. Sale była miejscem spotkań związków i cechów projekcji filmów przez powiatowe kino wędrowne. Tutaj też odbywały się treningi męskiego związku gimnastycznego. Tańce odbywały się prawie każdej niedzieli. Muzykę do tańca zapewniały wszelkie możliwe kapele, jak np. Kapela Ludwiga z Marciszowa, muzycy wojskowi z jeleniogórskich strzelców, ”Murzyńska Kapela”, a najczęściej składająca się z członków rodziny Kapela Puszmanna mającą perkusję, pianino, skrzypce i gdy było potrzeba – saksofon. Na saksofonie grał Martin Lachmann z Miedzianki. Jedna runda tańców kosztowała 10 fenigów, pętla tańców z regału 1 markę. Umożliwiano również tańce na wolnym powietrzu, . Patefon z głośnikiem odtwarzał melodie, które życzyli sobie goście.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group